Letnia, piaskowa przygoda „rekordzisty”

Dla Artura Popławskiego to było wyjątkowo pracowite lato, a przecież jeszcze wcale nie dobiegło końca.

Krótko po zakończeniu ligowej rywalizacji w Ekstraklasie Futsalu „rekordzista”, za zgodą władz klubowych, zaczął przygotowania do sezonu plażowej piłki nożnej. Tylko w ciągu kilku lipcowo-sierpniowych tygodni z ekipą KP Łódź zaliczył udział w Lidze Mistrzów w beach soccerze, rozgrywkach o Puchar Polski oraz mistrzostwach kraju. Niejako na finał, i zgoła nieoczekiwanie, stanął przed szansą reprezentacyjnego debiutu. Kapitan futsalowej reprezentacji Polski wystąpił w towarzyskim dwumeczu reprezentacji Polski z Niemcami. Dziś czołowy zawodnik zespołu brązowych medalistów minionego sezonu futsalowego dzieli się z nami wrażeniami ze swojej letniej, „piaskowej przygody”.

Skąd pomysł z grą na piasku? Wcześniej miałeś już styczność z beach soccerem?

- Pięć albo sześć lat temu grałem w ekipie ETA Dąbrowa Górnicza, dzisiejszym beniaminkiem futsalowej I ligi, i wtedy zajęliśmy trzecie miejsce w Mistrzostwach Polski. Tak się zaczęła ta przygoda, która później trwała z krótszymi lub dłuższymi przerwami. Dwa lata temu odezwało się do mnie Hemako Sztutowo, w którym grałem przez jeden sezon i zdobyliśmy wtedy wicemistrzostwo Polski oraz drugą pozycję w rozgrywkach Pucharu Polski.

A tegoroczny mariaż z KP Łódź?

- Już w marcu tego roku, w trakcie turnieju eliminacyjnego do futsalowych Mistrzostw Europy w Krośnie, skontaktował się ze mną Michał Szymański, prezes łódzkiego klubu wraz z trenerem Marcinem Stanisławskim. Miałem wahania przed przyjęciem propozycji, myślałem raczej o letnim wypoczynku, ale właśnie po rozmowach z prezesem KP oraz po namowach kolegów z zespołu dałem się nakłonić do gry na piasku. Dostałem także wolną rękę w tym zakresie od prezesa Rekordu – Janusza Szymury, pod warunkiem akceptacji tego pomysłu ze strony trenera Andrzeja Szłapy. W obu przypadkach spotkałem się z przychylnością.

Opowiedz zatem o tej letniej, „piaskowej przygodzie”.

- Pierwszy turniej eliminacyjny odbył się w Gdańsku, gdzie ukończyliśmy zawody na drugim miejscu. A już w drugim turnieju, który rozegrano w tydzień po Pucharze Polski, wygraliśmy wszystkie mecze. Suma punktów uzyskana w eliminacjach decydowała o rozstawieniu w turnieju głównym mistrzostw, w których ostatecznie zajęliśmy czwartą lokatę. O Puchar Polski graliśmy w Sopocie. W eliminacjach pokonaliśmy ekipy z Głowna 5:1 i Chodecza 11:1, a w decydującym o wyjściu z grupy meczu ograliśmy 5:4 zespół z Chojnic, przegrywając 3:4 na czterdzieści sekund przed końcem! W półfinale wygraliśmy 3:2 z łódzkim Grembachem, a po Puchar sięgnęliśmy wygrywając 2:0 z Hemako.

No, ale najważniejszym ze wszystkich występów był start w Lidze Mistrzów?

- Na pewno. To jest wyróżnienie dla każdego sportowca. Turniej rozgrywany był w Katanii na Sycylii. Od razu w grupie eliminacyjnej trafiliśmy na wicemistrzów sprzed roku, drużynę z Mediolanu, z trzema Brazylijczykami w składzie, trzecią drużynę Ligi Mistrzów z ubiegłego sezonu – portugalską Bragę oraz mistrzów Estonii, których kadra jest równoznaczna reprezentacją tego kraju. Z włosko-brazylijskim teamem wygraliśmy 3:2, z Bragą przegraliśmy 3:5, a w spotkaniu decydującym o wejściu do 16-stki pokonaliśmy Estończyków 2:1. O ćwierćfinał przyszło walczyć z mistrzami Szwajcarii, których skład oparty był na reprezentantach Tahiti, tych samych, którzy niedawno zdobyli wicemistrzostwo świata! Pokonaliśmy ich 6:4, a w spotkaniu o wejście do wielkiej czwórki trafiliśmy na Rosjan – Lokomotiv Moskwa, zespół naszpikowany reprezentantami swojego kraju. Przegraliśmy z nimi 2:5. No i została nam gra o miejsca 5-8, którą zaczęliśmy od porażki 1:2 z Węgrami, a muszę dodać, że był to jeden z naszych najlepszych występów w całym turnieju. Mecz o siódme miejsce z mistrzem Azerbejdżanu przegraliśmy 4:5. Nie ukrywam, że ostatnie mecze turnieju graliśmy już praktycznie „na oparach”.

Te występy zaowocowały powołaniem do kadry, zaskakującym dla ciebie, czy nie?

- Nie, specjalnego zaskoczenia nie było, rozmawiałem już trochę wcześniej na ten temat z trenerem kadry – Marcinem Stanisławskim. Jeszcze kilka tygodni przed dwumeczem z Niemcami miałem lecieć z reprezentacją na turniej Ligi Europejskiej do Rosji, co nie udało się ze względów wizowych. Po prostu wszystko działo się w zbyt krótkim czasie, w zbyt szybkim tempie, żeby dopełnić formalności.

Mecze z Niemcami były formą „pocieszenia”?

- No tak, w pewnym sensie - tak, ale było to możliwie głównie dzięki prezesowi Szymurze, bo zgoda na moją grę na piasku dotyczyła tylko okresu do końca lipca. Tymczasem na samym początku sierpnia mieliśmy dopiero finały mistrzostw kraju, a dwumecz z Niemcami odbywał się jeszcze o tydzień później. Po rozmowach telefonicznych z prezesem oraz z trenerem otrzymałem „zielone światło” na grę. Cieszę się, bo jakby nie było występ w barwach narodowych to zawsze zaszczyt i frajda.

A wrażenia z konfrontacji z zachodnimi sąsiadami?

- Niemcy są w europejskiej czołówce, w rankingu plasują się wyżej niż nasza reprezentacja. Pierwszy mecz był jedną, wielką niewiadomą. To było trochę jak loteria. W mojej opinii powinniśmy byli wygrać to spotkanie jedną bramką, a akurat taką różnicą ulegliśmy Niemcom, było 2:3. W rewanżu było już bardzo dobrze, wygraliśmy 10:5. Dla mnie dodatkowym wyróżnieniem była możliwość wspólnej gry m.in. z ikoną polskiego beach soccera – Bogusławem Saganowskim i legendami tej dyscypliny w naszym kraju –  Pawłem Friszkemutem czy Tomaszem Wydmuszkiem, który właśnie zaliczył 150-ty występ w reprezentacji. Gra z tymi ludźmi była wyróżnieniem i krokiem do przodu, cieszę się z tego debiutu. No a poza tym, brakuje mi już tylko występu w jednej z naszych reprezentacji, aby dogonić naszego byłego trenera – Adama Krygera, który zagrał w trzech różnych kadrach (śmiech)!

Zatem droga wiedzie przez zieloną murawę!

- Na razie ten temat odpuszczę (śmiech). Później – zobaczymy, czas pokaże, może zacznę od naszej drużyny z trzeciej ligi (śmiech)?! Tymczasem jednak skupiam się wyłącznie na futsalu.

Pora najwyższa, aby przestawić się z piasku na parkiet.

- Powoli zaczynam już spokojnie trenować w klubie. Zobaczymy jak to będzie? Do startu mamy jeszcze kilka tygodni, po drodze kilka sparingów. Już teraz przyszło powołanie na Turniej Państw Wyszehradzkich w Tychach na początku września, a niedługo później rusza liga. Cały czas coś się będzie się działo, bo jak słyszałem w październiku nasza futsalowa kadra ma wystąpić w turnieju w Anglii.

Dziękuję za rozmowę.

- Dzięki.

Rozmawiał: Tadeusz Paluch

Foto: Mariusz Harbatowicz (facebook.com/laczynasbeachsoccer)

SPONSOR TECHNICZNY: PARTNERZY: PATRONI MEDIALNI: