Rekordziści w wyjazdowym meczu ulegli AZS UG Gdańsk 2:4 (1:1)

 AZS UG Gdańsk - Rekord Bielsko-Biała 4:2 (1:1)

 Rekord: Brzenk - Polasek, Janovsky, Popławski, Franz, Szymura, Kmiecik, Kameko, Szłapa, Łysoń, Biel, Mentel, Nawrat

 0:1 Popławski (2.min.)

 1:1 Widzicki   (16.min.)

 2:1 Poźniak  (22.min.)

 3:1 Pawicki  (26. min.)

 4:1 Kartuszyński (30. min)

 4:2 Kameko  (40.min)

Miłe złego początki, tym utartym powiedzeniem można podsumować piątkowy występ biało-zielonych w Gdańsku. Już bowiem na początku drugiej minuty Artur Popławski celnym strzałem z 9 metrów dał prowadzenie naszej drużynie. W dalszej części tego pojedynku zarówno on, jak i generalnie rzecz biorąc wszyscy jego koledzy, całkowicie zawiedli. Optyczną przewagę w pierwszej połowie posiadali co prawda bielszczanie, ale sytuacje zasługujące na miano stuprocentowych stwarzały obie drużyny. Najpierw solidarnie w słupek trafili - z jednej strony Dominik Depta, a z drugiej Popławski, następnie po strzale Pawła Friszkemuta interwencją na linii bramkowej popisał się Rafał Franz, wyręczając w tym przypadku Krystiana Brzenka. Ten ostatni skapitulował w 17 minucie – najpierw obronił strzał Tomasza Bronera, ale piłka trafiła ponownie do gdańszczanina, który wycofał ją do Marka Widzickiego – strzał do pustej bramki nie sprawił trudności temu ostatniemu.

 Chociaż gra rekordzistów, szczególnie w defensywie, nie była nadzwyczajna, to wydawało się, że w drugiej odsłonie przy trochę lepszej skuteczności zdołają przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Nic bardziej mylnego – to co najgorsze w tym spotkaniu było dopiero przed nami. Już w 22 minucie Tomasz Poźniak w bezlitosny sposób wykorzystał błąd Popławskiego i nie dał szans Brzenkowi na skuteczną interwencję. Kolejne nieudane zagranie defensorów Rekordu wykorzystał w 26 minucie Wojciech Pawicki, precyzyjnie umieszczając piłkę w „okienku” bielskiej bramki. Poczynania ofensywne naszej drużyny również nie powalały na kolana, problemy ze stwarzaniem okazji do zdobycia bramki mieliśmy bardzo duże. Stąd zapewne decyzja, by już w 29 minucie na boisku w roli „lotnego” bramkarza pojawił się Piotr Szymura. Nim udało się w jakiś sposób skorzystać z tego manewru, to było jeszcze gorzej – złapaną piłkę do pustej bramki biało-zielonych posłał bramkarz akademików – Michał Kartuszyński. W ostatnich 10 minutach, gra w przewadze przełożyła się na kilka klarownych sytuacji do zdobycia gola, ale piłka po strzałach Łukasza Biela (słupek), Szymury (nad bramką) czy Franza (słupek) do bramki gospodarzy wpaść nie chciała. Kiedy w końcu tam się znalazła po strzale Dmytro Kameko, było już za późno na cokolwiek – do końca meczu pozostało raptem 7 sekund... 

 Przyczyn takiej a nie innej postawy Rekordu, nie potrafił również wytłumaczyć kierownik drużyny Krzysztof Burnecki:

 Nie wiem co się z nami stało... Nikt z nas nie spodziewał się, że po tak dobrym meczu jak z Pogonią, możemy zagrać tak fatalnie jak dziś. Naprawdę nie wiem co o tym sądzić... Może zbyt szybko strzelona bramka wprowadziła nadmierne samouspokojenie w zespole? Nie poznawałem naszej drużyny, myślę, że wszyscy zagrali zdecydowanie poniżej swych możliwości, trudno po takim spotkaniu kogokolwiek wyróżnić, bo moim zdaniem zagraliśmy chyba jeszcze słabiej niż w feralnym meczu w Katowicach na zakończeniu rundy jesiennej. A wydawało się, że jesteśmy optymalnie przygotowani, wypoczęci, bo przyjechaliśmy dzień wcześniej... Na nic się to jednak zdało.

Komentarze: